Ostatnio wszystko się zmienia. Wielu Wielkich biznesu udaje, że są lepsi niż byli. Gates robi wszystko, co może, żeby odczarować swój dziki imperializm, Bezos śmiało mówi, że jego firma zbankrutuje, a on nie ma z tym problemu.
Całe szczęście Ricky Gervais śmiejąc się z Cooka mówi, że dostrzegamy tę obłudę.
Wielcy czują, że nadchodzi „rewolucja”. Nie polecą głowy tak jak we Francji, ale czują, że będzie się działo i starają się wyjść z głową. Kapitalizm ciągnie na dno i ofiary to czują.
Nawet nasi lokalni przywódcy mówią, że idzie kryzys, mimo że w odróżnieniu od zachodu, rozumieją go nadal w starym znaczeniu, myśląc, że nadal rozbije się o instrumenty finansowe.
Świat zachodni wie, że przegrywa z Chinami na własnym polu, na własnych zasadach gry i wie, że już nie wygra.
Dochodzi do momentu, w którym albo się podporządkuje albo na nowo zbuduje idee świata zachodu.
Dotychczas był to świat oparty na kapitalizmie, który prowadził do „wolności” i „dobrobytu”, ale to właśnie ten świat został obśmiany przez Chiny i wykorzystany do cna.
Nadszedł czas re definiowania i mam nadzieję, że świat zachodu znalazł już rozwiązanie i teraz czeka na wywrócenie stołu. Co miałoby być elementem, który poprowadzi nas i utrzyma przy życiu?
Autentyczność i równowaga, a może rozsądna stagnacja, czyli nowy model ekonomiczny?
Świat zachodu w odróżnieniu od Chin ma demokrację, ma chęć czynienia dobra, ma „wymiar sprawiedliwości” teraz wystarczy być tylko w tym w końcu prawdziwym.
Od dawna możemy zaopatrzyć wszystkich w żywność, wystarczy to zrobić. Możemy w końcu rozdawać produkty pierwszej potrzeby, a nie zarabiać na nich. Możemy też skupić się na realnej ochronie przyrody i stabilizacji w oparciu o ekonomię rozsądnej stagnacji. Czy jest nam potrzebna giełda i instrumenty finansowe? Czy są nam potrzebne granice?
Z drugiej strony, jeśli nie uda się zainspirować nową ideą, to czeka nas powtórka z historii. Abyśmy mogli odpalić pozytywną płytę, musi nastać czas smutny, bardzo smutny.
Koncepty nacjonalizmów i zamknięcia już przeżyliśmy i wiemy, że nie jest to kierunek, który zbuduje nasz świat w przyszłości, jest tylko młodzieńczą chęcią instrumentalnego kierowania światem z powodu naszych lęków.
Wszystkie znaki na ziemi i w mediach wskazują, że idzie nowe, teraz tylko kwestia odpalenia. Wybory prezydenckie w USA? A może ktoś wcześniej wywróci stół? Pytanie jak?
Politycy to projektanci w skali makro, tylko sęk w tym, że nie wiedzą o tym, nie stosują metod projektowych, a jedynie bazują od lat na retoryce.
Myślicie, że jest jakiś polityk w Polsce, który upatruje szansy dla małego kraju w Europie na wywrócenie stołu z zasadami i rozpoczęcie budowy nowych zasad?